Matka Eugenia Elisabetta Ravasio

Matka Eugenia Elisabetta Ravasio

NARODZINY

Matka Eugenia pochodziła z rodziny bardzo ubogiej. Przyszła na świat w szóstym miesiącu ciąży: 8 września 1907 r. Długo była maleńka, wątła, nie potrafiła mówić. Pewnego dnia, jej dziadek, mężczyzna pobożny, podjął decyzję o odbyciu pielgrzymki do Matki Bożej z Varese. Doszedł tam o północy. Zwracając się z ufnością do Maryi poprosił ją o uzdrowienie dziecka lub o wzięcie go z tego świata.

Mała Bettina (Elżbieta) przebywała w tym czasie z rodziną w San Gervasio. Ujrzała przy sobie nagle Panią, ubraną na czarno, która powiedziała jej, żeby poszła pokazać się swej mamie. Poszła więc do rodziców, którzy wpadli w zachwyt, gdyż dotąd nigdy nie schodziła ze swego maleńkiego, prostego posłania. Bettina bez pomocy wróciła do swego pokoju. Rano zaś ta sama piękna Pani poleciła jej wyjść na spotkanie dziadka, dochodzącego już do kościoła po owocnej pielgrzymce. Dziadek na jej widok poprosił proboszcza, aby zadzwoniły dzwony i aby zaśpiewano litanię ku czci Matki Bożej. Bettina dopiero co zaczęła mówić, a przecież dziadek twierdził, że słyszał jak śpiewała litanię po łacinie.

PIERWSZA KOMUNIA

Do pierwszej Komunii przystąpiła w maju 1913 r. Bardzo wcześnie. Proboszcz bowiem, przyjmując dzieci, pomylił Bettinę z jej kuzynką. Widząc potem dziewczynkę, która stojąc nie przewyższała innych, klęczących, wahał się nieco. Kiedy Bettina uczestniczyła po raz pierwszy w sposób pełny w Eucharystii, odczuła ogromną radość i niezmierną miłość do Jezusa. Proboszcz przyjął ją więc na naukę katechizmu i przygotował do bierzmowania w 1914 r.

WIEK DORASTANIA

Felicyta, jej mama, zaczęła chorować. Bettina, jako jedyna córka, szybko musiała zacząć chodzić do pralni. Robiła to 2 razy w tygodniu. Z ciężkim koszem na wątłych ramionach, który wywołał deformację pleców, widoczną już przez całe życie odbywała półgodzinną wędrówkę. W zimie z mrozu puchły jej ręce. Inne kobiety, widząc jej wysiłki przekraczające siły, pomagały przy praniu najcięższych rzeczy.

Ponieważ w domu było siedmiu mężczyzn, Bettina miała swój oddzielny pokój. Nocą odczuwała silny lęk, dlatego ojciec wykonał dla niej wnękę, przy łóżku. Wkładał do niej figurkę Matki Bożej w dziecięcej postaci, która na nią patrzyła. Jednak lęk nigdy jej nie opuścił.

Jej ziemska matka, choć dobra, była jednak nadmiernie skłonna do karania dziecka. Jej ucieczką był więc dziadek Piero, jedyny w rodzinie, który usiłował zrozumieć małą Bettinę.

Dziadek Piero dawał jej też wzór szczególnej pobożności. Na przykład - jak wspominała później - pewnego dnia pracował w polu, w skwarze słońca. Bettina poszła zaczerpnąć wody i zaniosła mu ją, chcąc, żeby zaspokoił pragnienie. Dziadek udawał, że pije, ale wylał w końcu całą wodę na ziemię. Powiedział do jej: „Widzisz, Bettino, od czwartej rano cały czas koszę i nie miałem w ustach ani kropli wody, ale dusze w czyśćcu cierpią dłużej niż ja. Dałem się im napić.”

Od tego dnia i ona zaczęła otaczać dusze czyśćcowe szczególną troską.

DŁUGIE DNI PRACY

Wkrótce do wielkiej pracy w domu doszła praca w polu. Bettina nie miała więc możliwości się uczyć. W dniu egzaminów jej koleżanki zdały, ona - nie! Nie było końca łzom. Zasnęła na schodach, płacząc. Śniła, że Pan otarł jej łzy mówiąc: „Nie płacz już… Będę teraz i zawsze twoim nauczycielem i będziesz wiedzieć jedynie to, czego Ja cię nauczę.”

Miała 12 lat kiedy zaczęła chodzić do fabryki Crespi. Półtorej godziny drogi, potem 9 godzin tkania. W jednym tygodniu - wymarsz o 4 rano, w drugim - powrót o północy. Posiłek - mamałyga. Ojciec dodawał 3 liry na czekoladę… Tak minęło 8 lat pracy w fabryce oraz innej, wykonywanej w ukryciu: Bettina przygotowywała swą wyprawę do klasztoru.

I nadszedł dzień, w którym oświadczyła: „Ojcze, chcę zostać zakonnicą”. Matka spoliczkowała ją. Ojciec zaś stwierdził jedynie: „Nie masz wyprawy, nie masz posagu”.

Bettina odkryła wtedy swój sekret: „Dzięki lirom, jakie mi dawałeś na czekoladę, zaoszczędziłam 10 tysięcy i wyprawa jest gotowa”. Ojciec wyraził więc swą zgodę. Matka zaś ostrzegła ją: „Wiedz, że idziesz do klasztoru, gdzie są same kobiety. Czy są ubrane na czarno, na biało, czy na niebiesko, w obojętnie jakim zgromadzeniu, jeśli chcesz być z nimi szczęśliwa nie odzywaj się i bądź dobra dla wszystkich. Mówiąc, mogłabyś kogoś źle do siebie nastawić. Milczenie cię ocali. Kiedy raz przekroczysz próg tego domu, już do niego nie powrócisz. To nie będzie już twój dom.” Tak się stało. Siostra Eugenia nigdy więcej go nie ujrzała.

W 10 lat później przygotowywała się do odpłynięcia do Algierii. Usłyszała nagle, jak otwarły się drzwi do jej pokoju i jak błyskawica dosięgnął ją głos matki: „Żegnaj, Bettino!”. Na statku otrzymała telegram zawiadamiający ją o jej śmierci. Nie widziała jej od 1927 roku. Jest Wielki Piątek. Umarł Jezus. Umarła matka…

ZAKONNICA

Bettinę przyjął Instytut Misyjny Matki Bożej od Apostołów, założony w Lyonie w 1868 roku. Nowicjat otwarto w opuszczonym zamku w Bordello w prowincji Varese, we Włoszech. To tam się udała. W nocy - szczury przyprawiały postulantkę niemal o śmierć ze strachu, za dnia - przerażały ją… żmije gnieżdżące się w ogrodzeniu, gdyż to jej kazano usunąć bluszcz, który je obrósł.

Po 2 roku nowicjatu - nastąpiło wahanie, czy dopuścić ją do ślubów. Była słaba, szczupła, chora, niezbyt wykształcona. Nie otrzymała więc nawet pozwolenia, aby przygotowywać swój welon! A przecież ta siostra, która miała tak wiele kłopotów z nauką francuskiego, która nie potrafiła ani haftować, ani gotować, wniknęła - nawet nie zdając sobie z tego sprawy - w najgłębszą tajemnicę życia Trójcy Świętej.

Kiedy byłą dorastającą panienką, Pater Noster wydawało się jej modlitwą zbyt długą. A ten Ojciec, uwidoczniony na obrazie, nad jej łóżkiem, budził jej tak wielki lęk, że bała się znaleźć kiedyś w Jego raju. Współczuła Jezusowi, że ma tak surowego Ojca.

Wolała więc odmawiać: Ave Maria. Rzucała się w objęcia Maryi, która niosła ją do Serca Jezusa. On zaś dawał jej pojąć, że człowiek nie zna wielkości, słodyczy, ojcostwa, cierpliwości, miłosierdzia, czułości, macierzyńskiej uwagi, uważnej łaskawości, jaką Ojciec darzy każdego z nas. Ojciec dał nam Syna. Jezus przyszedł po to, żebyśmy poznali Ojca, pokochali Go i otoczyli chwałą. Nauczył nas, jak dojść do Ojca przechodząc przez Niego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.

WELACJA

Mimo trudności s. Eugenia nałożyła welon 8 grudnia 1931 r.: na jeden rok. Po tej uroczystości została odesłana do macierzystego domu w Venissieux, w pobliżu Lyonu.

Tu spoczywał na niej obowiązek sprzątania, palenia w piecu, zajmowania się garderobą przełożonych. Spotkała się z atmosferą głębokiego podzielenia. Ponieważ była znieważana, z konającą duszą ukrywała się w Ojcu, za przykładem Jezusa w Getsemani. To w tym czasie poznała trzy wezwania:

Boski Ojcze, słodka Nadziejo naszych dusz, bądź znany, czczony i kochany przez wszystkich ludzi!

Boski Ojcze, nieskończona Dobroci objawiająca się wszystkim narodom, bądź znany, czczony i kochany przez wszystkich ludzi!

Boski Ojcze, dobroczynna Roso dla ludzkości, bądź znany, czczony i kochany przez wszystkich ludzi!

DO OJCA PRZEZ JEZUSA

W obliczu podziałów w domu zakonnym s. Eugenia utworzyła wraz z innymi pięcioma siostrami różnych narodowości Stowarzyszenie uprzejmości, którego dewizą było: „Do Ojca przez Jezusa, w Duchu Świętym, przez Maryję”. Oczywiście nie spodobało się to nieprzyjacielowi dusz, który - poprzez przełożonych - upokarzał ją, dokuczał i umartwiał. Pod ich wpływem nawet spowiednik Zgromadzenia odmówił spowiadania s. Eugenii. Pozwolono jej jednak poprosić o spowiedź proboszcza.

Proboszcz Deloudes zrozumiał ją i wziął w obronę. Wezwany pewnego dnia, aby jej udzielić Komunii św. podzielił ją na dwie części. Jedną zachował na stałe przy ołtarzu Matki Bożej. Płonęła przy niej świeca i nie jedna prośba została tu wysłuchana. Trwało to aż do śmierci kapłana. Przełożeni nie podzielali jego pozytywnej opinii i obrony siostry Eugenii.

Po naradzie osąd był jednogłośny: musi odejść. Otrzymała walizkę, pieniądze i polecenie odjechania pociągiem o 22.00. Odebrano jej welon i habit. Gdy przekraczała próg klasztoru spotkała proboszcza. Zaskoczony zapytał ją, dokąd się wybiera. Podjął rozmowę z przełożoną generalną, z przełożoną domu. Po długich dyskusjach oddano s. Eugenii welon i habit oraz pozwolenie udania się do swej celi. Szatan przegrał i tę walkę.

Siostra Eugenia żyła i pracowała dalej w milczeniu i głębokiej zażyłości ze swoim Bogiem, otrzymując w dniu 1 lipca 1932 r. w święto Najświętszej Krwi otrzymała Przesłanie Ojca.

NOWA PRZEŁOŻONA GENERALNA

W końcu wygasł 12-letni mandat przełożonej generalnej. Zastąpiła ją s. Ludwika, niewiasta autentycznej wiary i prawdziwej pokory, jedyna, która zrozumiała wielkość duszy s. Eugenii. Nowa przełożona okazała jej zaufanie i poprosiła, aby jej pomogła w obowiązkach, pozostając przy niej. Sama pozwoliła się kierować zasadą bycia „Córką w Synu na chwałę Ojca”. Wytrwała w tym aż do śmierci.

1933: ŚWIĘTY ROK ODKUPIENIA

Orędzie zostało przekazane. Chwała Ojca zaczęła jaśnieć i rozszerzać się. Po kilku tygodniach od wyboru matki Ludwiki s. Eugenia zaczęła jednak chorować. Gorączka nie opuszczała jej przez cały rok 1933. Rok ten przeżyła sama ze swym Bogiem i w okrutnych cierpieniach… ale w jakim szczęściu zarazem! Jej pożywieniem była odrobina osłodzonej wody i Eucharystia. Pod koniec roku ważyła zaledwie 27 kilogramów. Fakt ten wywołał wielką wrzawę pośród sióstr i odpowiedzialnych za Instytut, włączywszy biskupa. Aby się upewnić, że wszystko to było dziełem Boga, s. Eugenię oplotła istna sieć. Wszystko to dla przekonania się, że nic nie jadła w ukryciu. Trwało to 365 dni.

MISTRZYNI NOWICJATU

W r. 1934 całkowicie zdrowa s. Eugenia podjęła swe obowiązki. Klimat wokół jej osoby zmienił się. W lipcu została wybrana do Rady Głównej, w październiku zaś została niespodziewanie mistrzynią nowicjatu!

Pewnego dnia zamiatała korytarz. Podeszła do niej matka generalna i zaprowadziła ją do 25 nowicjuszek. Otwarła drzwi i przedstawiła ją, mówiąc: „Oto wasza nowa mistrzyni. Udzieli wam pouczenia.” Wyszła i zamknęła drzwi. S. Eugenia, która przecież nigdy nie nauczyła się zbyt dobrze mówić po francusku, mimo to mówiła przez 3,5 godziny o „Eucharystii - znaku jedności”.

Nowicjuszki pilnie notowały. Pierwsza konferencja s. Eugenii stała się przedmiotem rozważania i zachwytu jeszcze na długi czas. W mrokach rozbłysło więc dla niej światło. Jednak była to tylko chwila wytchnienia, której udzielił jej Ojciec nim rzucił ją w inne bitwy. Nadzwyczajne wydarzenia dotyczące jej, niebywałe wyczucie religijne, którego daje dowody, skłoniły bowiem władze Kościoła do rozpoczęcia badania.

TRUDNE BADANIE

Skład Komisji został ustalony w r. 1935: wikariusz generalny Guerry, Caillot - biskup Grenoble, jezuici Alberto i August Valencin, dwóch lekarzy, w tym jeden psychiatra. Szybko rozpoczynają się niekończące się przesłuchania, straszenie, nagany, bez przerwy ponawiane oskarżenia. Traktują ją jak heretyczkę, straszą, że zostanie odesłana do wiezienia do Włoch. Siostra ogranicza się do milczenia. Ekspertom nie udaje się doprowadzić jej do odwołania czegokolwiek. Kończą się więc przesłuchania, jednak Matka Ludwika otrzymuje polecenie odprowadzenia jej do kliniki sióstr św. Wincentego ŕ Paulo. Komisja, która postawiła sobie za cel zbadanie pochodzenia otrzymanego przez nią Orędzia Boga Ojca, postanawia pozostawić ją w tym szpitalu dla kobiet tak długo, „aż powie prawdę”. Odbierają jej habit, welon, pozbawiają Komunii św., zakazują medytacji i odprawiania drogi krzyżowej.

W wigilię Bożego Narodzenia, kiedy oczekuje na świeckie ubrania i przygotowuje się do wyjazdu do włoskiego więzienia, odwiedza ją Matka Ludwika. To spotkanie wywoła u nich obu obfite łzy. To proboszcz nakazał przywiezienie s. Eugenii do klasztoru. Ciesząc się z powrotu do swego klasztoru całuje mury celi.

27 grudnia 1935 nakładają na nią - jako karę kanoniczną - obowiązek udania się do innego domu. Jest posłuszna. W dwa tygodnie później na polecenie swego biskupa wyjeżdża do Pommiers. Biskup Guerry zapowiada jej, że badania i doświadczenia zostaną ponowione. Pociechą jest dla niej zwierzenie Matki Ludwiki, która - w dniu, w którym Eugenia została poddana ostatniemu przesłuchaniu i zadecydowano o jej zamknięciu w szpitalu - ofiarowała swe życie dla Chwały Ojca. „Czuję - powiedziała do s. Eugenii - że moja ofiara została przyjęta.” Generalna nie poprzestała na tym, lecz poleciła też namalowanie obrazu przedstawiającego Boga Ojca z Dzieciątkiem Jezus.

Stopniowo i w samej komisji dochodzi do niezwykłej przemiany. Biskup Guerry pisze pracę „Ku Ojcu”. Doczeka się tłumaczenia jej na szesnaście języków! O. August Valencin pisze „Radość w Ojcu”. Jeden z jego uczniów komponuje śpiew „Ojcze, Twym Imieniem jest czułość”. Jednak dopiero w 10 lat później komisja przekazała pokaźną dokumentację biskupowi Caillot, co pozwoliło mu wydać orzeczenie pozytywne, łaskawe dla s. Eugenii i wszystko złożono w Rzymie.

ŚMIERĆ MATKI LUDWIKI

Matka Ludwika umiera w ramionach s. Eugenii 9 lutego 1936 wyznając jeszcze: „Wierzę, że Ojciec zostanie otoczony chwałą”.

Sytuacja w Zgromadzeniu jest trudna. Sekretarka Instytutu jest chora, a wszystkie asystentki - zaawansowane wiekiem. S. Eugenia, jako główna pomocnica zmarłej Generalnej, musi więc praktycznie zupełnie sama przygotować Kapitułę generalną, aby umożliwić wybór nowej przełożonej.

SIOSTRA EUGENIA - PRZEŁOŻONĄ GENERALNĄ

I tak 7 sierpnia 1936 to s. Eugenia zostaje wybrana Matką Generalną. Jest to dzień szczególny. Zgodnie z wolą Matki Ludwiki, tak jak życzył sobie tego Bóg Ojciec przemawiając do s. Eugenii, 7 sierpnia już od trzech obchodzi się święto ku czci Boga Ojca. Dzieje się to w nowicjacie oraz w licznych domach Instytutu. Dlaczego akurat 7 sierpnia? Ponieważ jest to dzień, który następuje po Przemienieniu, w którym Ojciec dał słyszeć Swój głos na Taborze: „Oto Mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie!” (Mt 17,5).

W czasie podróży do Rzymu biskup Grenoble otrzymuje od Papieża zgodę, aby zakonnice Matki Eugenii nazywano „Córkami Ojca”. Matka Eugenia rozpowszechnia pisma poświęcone Ojcu, wygłasza konferencje. Jako nowa przełożona udaje się do Rzymu i przedstawia się kardynałowi Biondi, który decyduje o:

- zakazie mówienia o Ojcu oraz zakazie świętowania Jego uroczystości;

- likwidacji wszystkich przejawów czci do Ojca ustanowionych przez Matkę Ludwikę.

Kardynał tak wyjaśnią swą myśl:

„Lepiej będzie jeśli to jezuici, dominikanie lub franciszkanie wprowadzą w Kościele ten kult. Zostanie wtedy lepiej przyjęty, niż gdyby go przedstawiła jakaś zakonnica.”

Matka Eugenia podporządkowuje się. Obowiązki Generalnej będzie pełniła przez 12 lat, do 1947 r.

SIOSTRY MATKI BOŻEJ APOSTOŁÓW

Siostry prowadzą nadal życie religijne i apostolskie. Ich wzorem jest Maryja w Wieczerniku. Ich dewizą: „Z Maryją Matką Jezusa”. Ożywia je dziecięca ufność do Ojca. Postulat trwa 6 miesięcy, nowicjat 2 lata. Szkoła zawodowa, jaką prowadzą, umożliwia im uczenie biednych kobiet przeróżnych umiejętności. Matka Eugenia otwiera nowicjaty w licznych krajach misyjnych: Dahomey, Wybrzeże Kości Słoniowej, Nigeria, Algieria, Liban…

SPOTKANIE Z RAOULEM FOLLEREAU

W 1940 roku oficer Raoul Follereau ścigany przez Niemców znajduje schronienie jako ogrodnik w klasztorze Matki Eugenii. Po wojnie stanie się znanym na całym świecie apostołem trędowatych. Nastąpiło to pod niewątpliwym wpływem Matki Generalnej.

NIECH POJMIE, KTO POTRAFI

Na koniec badania diecezjalnego, dokumentacja z korzystnym i przychylnym wynikiem została - jak pamiętamy - odesłana do Rzymu. Po jakimś czasie sama Matka Eugenia zostaje wezwana do Rzymu przez Święte Oficjum (obecnie: Kongregacja Nauki Wiary - przyp. tłum.). Zostaje jej przypomniany i utrzymany w mocy zakaz mówienia o Bogu Ojcu i szerzenia Jego kultu. Zakazuje się jej zachowania choćby linijki z tego, co napisała, pod karą ekskomuniki. Nie wolno jej o tym mówić ani spowiednikowi, ani kierownikowi duchowemu, którego zresztą ma odtąd unikać… Następnie zostaje wezwana przez Kongregację Krzewienia Wiary. Nie ma tu już biskupa Guerry, który mógłby ją obronić. Zostają jej - jako przełożonej Generalnej - przedstawione do wyboru do podpisania dwie dymisje z pełnionej funkcji… Z miłości do Boga wybiera tę, która bardziej ją upokarza. Podpisuje: „Marna siostra Eugenia”.

Wychodzi i udaje się do kościoła św. Andrzeja delle Fratti, w którym Maryja ukazała się nawróconemu żydowi Alfonsowi Ratisbonne. Tu oddaje Bogu pełnione dotąd obowiązki, ofiarowując „to małe ziarno cierpienia”, aby mogło z niego wyrosnąć drzewo jedności chrześcijan.

„Ja wiem - mówi - że będzie się usiłować zniszczyć to ziarno, ale pewnego dnia powstanie, jaśniejąc w świecie i w sercach. Od Ojca świętego do ostatniego wiernego wszyscy będą mówić o Ojcu, który jest i będzie zawsze Alfą i Omegą naszego życia, naszej wewnętrznej jedności, jedności w rodzinach i w Kościele”.

Odnawia swe ofiarowanie się Maryi i pozbawiona wszystkich funkcji udaje się do Marino, do jednej ze swoich fundacji.

PRZEŚLADOWANIA TRWAJĄ

W klasztorze tym zostaje jej powierzona na dwa lata piecza nad sierotami. Otacza ją jednak atmosfera nieufności. Słyszy pod swym adresem wiele przykrych uwag, ale milczy.

Potem wysyłają ją do Palermo. Tu zajmuje się przychodnią i uczy religii. Siostry nie akceptują jej, a spowiednik Wspólnoty nakazuje jej spalenie pism Ojca. Matka Eugenia posiada jeszcze tylko jedną kopię, która - wobec takiego polecenia - ginie w piecu. Następnie wzywa ją arcybiskup Ruffini. Stwierdza: „Kiedyś była siostra kamieniem węgielnym Instytutu, teraz jest siostra kamieniem zawadzającym, kłodą. Proszę zostawić Instytut Matki Apostołów i założyć inny, Instytut Jedności. Daję na to jeden miesiąc czasu, w przeciwnym razie opuści siostra Palermo.”

Ponieważ listy z prośbą o zgodę na założenie nowego zgromadzenia pozostają bez odpowiedzi s. Eugenia zostaje wysłana do Holandii, gdzie czeka na zwolnienie ze złożonych przez nią ślubów w Instytucie. Otrzymuje je pod koniec roku wraz z listem, jaki ma doręczyć biskupowi. List, którego treści nie zna, zakazuje założenia przez nią nowego zgromadzenia Jedności.

Kiedy w r. 1953 wraca do Włoch, musi poddać się leczeniu w szpitalu. Zostaje równocześnie zobowiązana do odesłania do Palermo habitu, welonu i obrączki. W zamian za to otrzymuje walizkę, w której znajduje się bluzka bez rękawów, krótka spódniczka i inne „światowe” wyposażenie. Oto na co zamieniono jej posag, którego przygotowanie zajęło jej 8 lat bardzo ciężkiej pracy. Zwrócono jej też 16 tysięcy lirów, które w sumie wniosła do Instytutu. Dzięki tym pieniądzom płaci za leczenie i kupuje materiał na uszycie stosownej sukni.

Wysłanniczka z Palermo udaje się z nią do biskupa, który powiadamia ją o otrzymaniu listu Świętego Oficjum. Po jego lekturze oświadcza jej: „Niech siostra czyni dobro i kontynuuje swą pracę!” Oto zachęta, która ma jej wystarczyć do pracy w dzielnicy ubogiej, pozbawionej światła, kościoła, mieszkania…

NOWE DZIEŁO

W tej sytuacji Matka Eugenia postanawia wyjechać do Francji, w której spotyka się ze wspaniałomyślnymi przyjaciółmi z dawnych czasów. Wracając na południe Włoch ma już więc dość pieniędzy, aby zakupić 5 ha terenu. Kiedy dochodzi do podpisania aktu własności, jedna z sióstr z Palermo prosi, aby jedynie jej imię figurowało jako właścicielki, w przeciwnym razie biskup nie zgodzi się na stworzenie planowanego dzieła. Matka Eugenia zgadza się sądząc, że spełnia polecenie biskupa.

Dzieło się rozrasta, trwa budowa kościoła w mieście, z którego biskup został wygnany kamieniami, a mury pokrywają napisy: „Śmierć księżom i zakonnicom!” A jednak - okazując miłosierną miłość - Matka Eugenia zdobędzie ubogich. Marzy jeszcze o otwarciu nowicjatu w Mediolanie. Postanawia jednak w tej sprawie zasięgnąć rady u Ojca Pio. Na zakończenie Mszy św. słyszy jego głos mówiący: „Po co Mediolan lub Genua? Jedź do Rzymu! Moi duchowi synowie ci pomogą!”

DOŚWIADCZENIA, KTÓRE NIE MAJĄ KOŃCA

Po wielu nowych bolesnych doświadczeniach Matka Eugenia znajduje się w końcu w Rzymie, w Anzio: sama i chora. Zajmuje się grupą 40 dzieci. Zwraca się do Chrystusa ukrzyżowanego i słyszy: „Na co się skarżysz? Masz chociaż szatę. Mnie przybito do krzyża nagiego.”

Mogłoby się wydawać, że jej cierpienie i upokorzenie - u którego źródeł było przekazanie jej słow Boga Ojca - osiągnęło już szczyt. Tymczasem są przed nią jeszcze nowe doświadczenia. I tak pewnego dnia wieczorem ktoś dzwoni do drzwi jej mieszkania. Przed bramą stoi policyjny furgon.

- Elisabetta Ravasio?

- To ja.

Policja zabiera ją do Rzymu. Nie wie, dlaczego, przecież nie czyta gazet! A to na ich pastwę została wydana tego ranka. Napisano o niej: „Zakonnica - miliarderka”!

Samochód policyjny zatrzymuje się przed więzieniem Rebilla. Matka Eugenia spędzi w nim 4 miesiące, w większości w izolatce. Na początku spoglądają na nią z zaciekawieniem. A ponieważ każdego dnia udaje się na mszę św. niektóre więźniarki zaczynają jej towarzyszyć. W końcu wszystkie przystępują do sakramentu spowiedzi. Opuszczając to miejsce powie s. Eugenia szczerze: „Chętnie bym tu została. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak w więzieniu.”

O co ją właściwie oskarżono? O stworzenie nowego zakonnego Instytutu Jedności. Jego celem miało być rzekomo osiąganie niedozwolonych korzyści materialnych przez wyłudzanie pieniędzy i żebranie pod pretekstem religijnym. Nałożono na nią karę w wysokości 100 milionów lirów.

Oto całe burzliwe życie zakonnicy, której Bóg Ojciec zechciał powierzyć Swe słowa dla całej ludzkości. Wszystkie te prześladowania - które spadły na wybrane przez Boga narzędzie - zaciążyły tak mocno na tworzącej się wspólnocie, że pozostawała ona ukryta. Trwało to aż do śmierci założycielki, w dniu 10 sierpnia 1990 r. Kilka zakonnic kontynuuje jej dzieło w oczekiwaniu na realizację danych jej obietnic. Ogłoszenie Roku 1999 Rokiem Ojca przez Papieża Jana Pawła II zdaje się być dobrą ich zapowiedzią.

Świadectwo Biskupa Grenoble Aleksandra Caillot

Świadectwo Biskupa Grenoble Aleksandra Caillot

Na podstawie raportu sporządzonego w czasie badania kanonicznego dotyczącego Matki Eugenii Elisabetty Ravasio.

Minęło 10 lat, odkąd jako biskup Grenoble zadecydowałem o otwarciu procesu kanonicznego dotyczącego przypadku Matki Eugenii. Posiadam teraz - jako biskup - wystarczające podstawy do przedstawienia Kościołowi mojego świadectwa:

Na podstawie raportu sporządzonego w czasie badania kanonicznego dotyczącego Matki Eugenii Elisabetty Ravasio.

Minęło 10 lat, odkąd jako biskup Grenoble zadecydowałem o otwarciu procesu kanonicznego dotyczącego przypadku Matki Eugenii. Posiadam teraz - jako biskup - wystarczające podstawy do przedstawienia Kościołowi mojego świadectwa:

1. Pierwszy pewnik, który ujawnia się podczas procesu:

Niepodważalność cnót Matki Eugenii.

Od pierwszych chwil życia zakonnego Siostra przyciągała uwagę przełożonych pobożnością, posłuszeństwem, pokorą. Przełożone - zaniepokojone niezwykłym charakterem wydarzeń, które miały miejsce w czasie jej nowicjatu - zamierzały pozbyć się jej z klasztoru. Wahały się i w końcu musiały zrezygnować ze swego zamiaru, biorąc pod uwagę przykładne życie siostry. Podczas badania siostra Eugenia dawała dowody wielkiej cierpliwości i doskonałej uległości. Poddawała się wszystkim badaniom lekarskim bez skargi, odpowiadała na pytania, często długie i uciążliwe, Komisji teologicznych i lekarskich, akceptowała przeciwności i próby.

Wszyscy badający chwalili przede wszystkim jej prostotę. Wiele okoliczności pozwalało także odkryć, że Siostra była zdolna do praktykowania cnót w sposób heroiczny - jak poświadczają teolodzy - zwłaszcza posłuszeństwa, okazanego podczas badania przeprowadzonego przez o. Augusta Valencin w czerwcu 1934, i pokory w bolesnym dniu 20 grudnia 1934.

Jeśli chodzi o jej funkcje Przełożonej Generalnej, mogę potwierdzić, że uważałem ją za osobę bardzo oddaną obowiązkom, poświęcającą się swemu zadaniu, które musiało się jej wydać o wiele trudniejsze, ponieważ nie była do niego przygotowana. Robiła to z wielką miłością do dusz, do swego Zgromadzenia i do Kościoła. Tych, którzy żyją blisko niej, zdumiewa - mnie również - jej siła duchowa w trudnościach.

To nie tylko cnoty robią na mnie wrażenie, także i przymioty, które Matka ujawnia przy sprawowaniu władzy i fakt, że dochodzi do powierzenia zakonnicy niezbyt wykształconej najwyższej funkcji Zgromadzenia. Jest w tym coś niezwykłego i, z tego punktu widzenia, wywiad przeprowadzony przez mego Wikariusza Generalnego Mons. Guerry w dniu elekcji jest bardzo sugestywny. Wszystkie odpowiedzi członkiń kapituły, przełożonych i delegatek z różnych misji, pokazały, że - pomimo młodego wieku kandydatki i przeszkód kanonicznych, które normalnie skłaniałyby do odrzucenia jej nominacji, wybrały Siostrę Eugenię na Przełożoną Generalną w uznaniu jej przymiotów, takich jak zdolność wydawania sądów, równowaga duchowa, energia i stanowczość. Wydaje się, iż rzeczywistość o wiele przekroczyła oczekiwania, jakie elektorki pokładały w tej, którą desygnowały. To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to przede wszystkim jej inteligencja błyskotliwa, żywa, przenikliwa.

Powiedziałem, że jej wykształcenie było niedostateczne, ale z powodów niezależnych od jej woli; długa choroba matki zmusiła ją, bardzo jeszcze młodą, do starań o dom, co było powodem częstego opuszczania szkoły. Później nastąpiły, aż do wstąpienia do klasztoru, ciężkie lata w fabryce, gdzie pracowała jako tkaczka. Pomimo tych zasadniczych braków, których następstwa są widoczne w jej sposobie pisania i w ortografii, Matka Eugenia prowadzi wiele konferencji dla swojej wspólnoty. Należy wziąć pod uwagę, że sama redagowała pisma okólne dla Zgromadzenia oraz umowy zawierane z zarządami miejskimi lub radami nadzorczymi zakładów leczniczych powierzonych siostrom Matki Bożej Apostołów. Pełniła długoletnie funkcje kierownicze.

Ma jasne i właściwe rozeznanie w każdej sytuacji, także w sprawach sumienia. Jej dyrektywy są jasne, wyraźne, szczególnie praktyczne. Zna każdą z osobna ze swoich 1400 córek, ich zdolności, zalety i w ten sposób udaje się jej przydzielając różne zadania wybrać najodpowiedniejsze. Posiada też dogłębną, osobistą znajomość potrzeb i zasobów swego Zgromadzenia oraz sytuacji każdego domu. Wizytowała wszystkie swoje misje.

Pragniemy też podkreślić jej zmysł przewidywania. Wprowadziła wszystkie niezbędne zarządzenia, aby w przyszłości każdy zakład leczniczy i szkolny dysponował siostrami dyplomowanymi i miał to, co potrzebne do życia i rozwoju. Wreszcie szczególnie interesujące wydaje mi się zwrócenie uwagi na fakt, że Matka Eugenia zdaje się być obdarzona usposobieniem stanowczym, poczuciem realizmu i wolą twórczą. W przeciągu 6 lat powołała do życia 67 fundacji i potrafiła wprowadzić w Zgromadzeniu istotne potrzebne ulepszenia.

Jeżeli uwydatniam cechy jej inteligencji, osądu i woli, zdolności administracyjne to dlatego, że wydaje mi się, iż definitywnie rozpraszają wszystkie hipotezy formułowane podczas procesu, których nie można było utrzymać: hipotezy o halucynacji, złudzeniach, spirytyzmie, histerii, obłędzie.

Życie Matki jest stałym potwierdzeniem i manifestacją jej równowagi umysłowej i ogólnej i, również dla bliskich obserwatorów, ta równowaga zdaje się być dominującą cechą jej osobowości. Inne hipotezy sugestii i manipulowania mające pobudzić badających do zadania sobie pytania, czy nie znajdują się w obecności natury bardzo wrażliwej, prawdziwego szlifowanego zwierciadła, odczuwającego skutki wszystkich wpływów i sugestii, zostały również zdementowane przez codzienną rzeczywistość.

Matka Eugenia, jakkolwiek obdarzona wrażliwą naturą i żywym temperamentem udowodniła, że nie wyróżniała nikogo i że daleka od poddawania się wpływom uwag ludzi, potrafiła bronić swoich planów, swojej działalności, realizacji projektów i narzucać je innym przez osobiste oddziaływanie. Prosty fakt więcej ukaże, niż wszelka ocena: następnego dnia po swoim wyborze na Przełożoną Generalną musiała przystąpić do nominacji kilku przełożonych. Nie zawahała się przed dokonaniem wymiany jednej z nich, chociaż ta dopiero co głosowała za nią, a lądując w Egipcie dowiedziała się o cofnięciu poruczonej jej funkcji pocztą lotniczą.

2. Przedmiot misji.

Przedmiot misji, który byłby powierzony Matce Eugenii jest sprecyzowany i z doktrynalnego punktu widzenia wydaje mi się słuszny i stosowny.

Przedmiot ścisły: poznać i czcić Ojca, przede wszystkim przez ustanowienie specjalnego święta, o które proszony jest Kościół. Proces ustalił, że święto liturgiczne ku czci Ojca mieściłoby się w zarysie całego katolickiego kultu, zgodnie z tradycyjnym duchem modlitwy katolickiej, która wznosi się ku Ojcu za pośrednictwem Syna, w Duchu Świętym, jak to wykazują modlitwy Mszy i liturgiczne ofiarowanie chleba i wina Ojcu w Świętej Ofierze. Z drugiej strony jest rzeczą dziwną, że nie istnieje żadne specjalne święto ku czci Ojca: Trójca Święta jest czczona jako taka, Słowo i Duch Święty są czczeni w ich misji, w ich przejawach zewnętrznych, tylko Ojciec nie ma własnego święta, które zwróciłoby uwagę chrześcijan na Jego Osobę. Jak wynika z dostatecznie szeroko przeprowadzonej ankiety wśród wielu wiernych z różnych klas społecznych, a nawet wśród licznych kapłanów i osób konsekrowanych, tę nieobecność liturgicznego święta ku Jego czci przypisuje się faktowi, że: „Ojciec nie jest znany, nie modli się do Niego, nie myśli się o Nim”. Kto przeprowadzał badania, odkrył też ze zdziwieniem, że wielka liczba chrześcijan oddala się od Ojca, gdyż widzą w Nim groźnego Sędziego. Wolą zwracać się do ludzkiej natury Jezusa i wszyscy oni proszą Chrystusa, by osłaniał ich przed gniewem Ojca!

Pierwszym skutkiem specjalnego święta byłoby wniesienie porządku w pobożność wielu chrześcijan i przypomnienie im zalecenia Boskiego Zbawiciela: „Wszystko to, o co prosić będziecie Ojca w Imię moje…” i następnie: „Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz…”. Jednocześnie liturgiczne święto ku czci Ojca pomogłoby im także podnieść wzrok ku temu, którego św. Jakub Apostoł nazywał: „Ojcem świateł, od którego otrzymujemy każde dobro i wszelki dar doskonały…” Przyzwyczaiłoby dusze do zauważania dobroci Bożej, dobrodziejstw Boga i Jego ojcowskiej Opatrzności i że ta Opatrzność jest właśnie Opatrznością Boga Trójjedynego; i to przez Swoją Boską naturę wspólną Trzem Osobom Bóg wylewa na świat niewypowiedziane skarby Swego nieskończonego miłosierdzia.

Wydawałoby się przeto na pierwszy rzut oka, że nie ma żadnego specjalnego powodu do czczenia Ojca w szczególności, jednak czy to nie Ojciec właśnie posłał Syna Swojego na świat? Jeżeli w najwyższym stopniu sprawiedliwe jest oddanie czci Synowi i Duchowi Świętemu za ich widoczne przejawianie się, czy nie byłoby sprawiedliwe i słuszne składać dzięki Bogu Ojcu, jak wymagają tego prefacje mszalne, za dar, który On nam uczynił ze Swego Syna?

Przedmiot właściwy tego specjalnego święta rysuje się więc w sposób jasny: czcić Ojca, dziękować Mu, wielbić Go za to, że dał nam Swego Syna. Jednym słowem, jak dokładnie mówi orędzie: czcić Go, dziękować Mu i wielbić Go jak Twórcę Zbawienia. Składać dziękczynienie Temu, który tak bardzo umiłował świat, że dał Syna Swego Jednorodzonego, aby wszyscy ludzie, zjednoczeni w Mistycznym Ciele Chrystusa, w tym Synu stali się dziećmi w Nim.

Czy w chwili, w której świat skołowany doktrynami laicyzmu, ateizmu i współczesnymi filozofiami nie zna już Boga, prawdziwego Boga, święto to nie dałoby wielu ludziom poznać Ojca żyjącego, którego objawił nam Jezus, Ojca miłosierdzia i dobroci? Czy nie przyczyniłoby się do wzrostu liczby tych czcicieli Ojca „w duchu i prawdzie”, których Jezus zapowiedział? W chwili, w której świat wstrząsany morderczymi wojnami odczuwa potrzebę poszukiwania trwałej podstawy jedności dla zbliżenia między narodami, święto to przyniosłoby mocne światło pouczające ludzi, że wszyscy oni mają tego samego Ojca w Niebie: Tego, który dał im Jezusa, ku któremu ich przyciąga jako członków Jego Mistycznego Ciała w jedności tegoż Ducha Miłości!

W chwili, w której tak wiele dusz wycieńczonych lub zmęczonych doświadczeniami wojny mogłoby gorąco pragnąć zwrócić się ku głębokiemu życiu wewnętrznemu, czy to święto nie byłoby zdolne poruszyć je „od wewnątrz”, aby adorować Ojca, który jest ukryty, i aby ofiarować się w synowskiej i szczodrej ofierze Ojcu, jedynemu źródłu życia Trójcy Świętej w nich? Czy takie święto nie porwałoby ku życiu nadprzyrodzonemu, logicznie pociągającemu dusze ku Ojcu w duchu dziecięctwa? W duchu wiary ludzie zdawaliby się wtedy na Wolę Ojca.

Z drugiej strony, odrębny od tego zagadnienia specjalnego święta i jakiejkolwiek decyzji Kościoła w tym względzie, jest tutaj problem doktryny. Wybitni teolodzy uważają, że teoria więzi duszy z Trójcą Świętą powinna być pogłębiona i że mogłaby być dla dusz źródłem światła o życiu w jedności z Ojcem i Synem, o którym mówi św. Jan - zaufany Jego Najświętszego Serca - o uczestnictwie w życiu Jezusa, Syna Ojca, poprzez upodobnienie się do Niego, szczególnie w Jego synowskiej miłości do Ojca.

Cokolwiek wyniknie z tych teologicznych problemów, chcę tu podkreślić ten fakt: nie mająca wykształcenia teologicznego biedaczka oświadcza, że otrzymuje od Boga wiadomości, które mogłyby być doktrynalnie bardzo cenne. Wymyślone konstrukcje jakiejś wizjonerki są ubogie, jałowe, niespójne. Tymczasem orędzie, o którym Matka Eugenia mówi, że zostało jej powierzone przez Ojca, jest owocne, naznaczone harmonijnym połączeniem dwóch cech czyniącym je bardziej wiarygodnym. Z jednej strony mieści się w tradycji Kościoła, nie wnosi nowości. To mogłoby wzbudzać podejrzenia. Orędzie nieustannie powtarza, iż wszystko już zostało powiedziane w objawieniu Chrystusa o Ojcu i że wszystko jest w Ewangelii. Z drugiej strony orędzie wyjaśnia, że ta doniosła prawda o poznaniu Ojca domaga się ponownego przemyślenia, pogłębienia, wcielenia w życie.

Widoczna jest dysproporcja między nieudolnością narzędzia - niezdolnego do samodzielnego odkrycia tego rodzaju doktryny - a głębią przekazywanego przez Siostrę orędzia. Czyż nie pozwala to dostrzec, że inna wyższa przyczyna, nadprzyrodzona, Boska wdała się w powierzenie jej tego Orędzia? Nie widzę, jak można by po ludzku wytłumaczyć odkrycie przez Siostrę idei, której oryginalność i owocność dociekliwi teolodzy bardzo powoli dopiero dostrzegali.

Również inny jeszcze fakt wydaje mi się bardzo sugestywny: kiedy Siostra Eugenia oświadczyła, że miała objawienia Ojca, badający ją teolodzy odparli jej, że objawienia Ojca są same w sobie niemożliwe i że jeszcze nigdy w historii nie miały miejsca. Obiekcjom tym Siostra oparła się, wyjaśniając po prostu: „Ojciec powiedział mi, żebym opisała to, co widziałam. On prosi Swoich synów teologów, żeby szukali”. Siostra nigdy niczego nie zmieniła w swoich wyjaśnieniach, przez długie miesiące potwierdzała swoje zapewnienia.

To dopiero w styczniu 1934 roku teologie odkryli u samego św. Tomasza z Akwinu odpowiedź na zarzuty, które podnosili. Odpowiedź wielkiego Doktora dotycząca rozróżnienia między objawianiem się a misją była jasna. Pokonała przeszkodę, która paraliżowała cały proces. Wbrew uczonym teologom rację miała niewykształcona ignorantka. Jak po ludzku wytłumaczyć, także w tym przypadku, światło, mądrość i wytrwałość Siostry? Fałszywa wizjonerka usiłowałaby dostosować się do wyjaśnień teologów. Siostra nie ustępowała: oto nowe powody, dla których jej świadectwo wydaje się być godne ufnej obrony.

W każdym razie to, co wydaje mi się zasługiwać na uwagę, to przybrana postawa rezerwy wobec cudowności. Fałszywe mistyczki wysuwają ją na pierwszy plan, widząc raczej tylko rzeczy niezwykłe. W przypadku Siostry postawiona jest ona na drugim miejscu jako próba i sposób. Nie ma egzaltacji, jest harmonia wartości, która stwarza dobre wrażenie.

O badaniu przeprowadzonym przez teologów niewiele mogę powiedzieć. Czcigodni ojcowie Alberto i Augusto Valencin są poważani dla swego autorytetu w dziedzinie filozofii i teologii i dla swej wiedzy także o życiu duchowym. Musieli już wcześniej wdawać się w sprawy tego rodzaju, które i teraz zostały poddane ich badaniu. Wiemy, że uczynili to z wielką roztropnością. Dlatego nasz wybór padł na nich. Jesteśmy im wdzięczni za współpracę ofiarną i prawdziwie sumienną. Ich świadectwo na korzyść Siostry i przychylenie się do nadprzyrodzonego wyjaśnienia całości wydarzeń ma wielką wartość, bo ociągali się przez długi czas, początkowo wrodzy i sceptyczni, później wahający. Powoli przekonywali się, uprzednio podnosząc wszelkiego rodzaju zarzuty i poddając Siostrę ciężkim próbom.

Wnioski

Wedle mej duszy i sumienia, w najżywszym poczuciu odpowiedzialności wobec Kościoła oświadczam: jedynie przyjmując interwencję nadprzyrodzoną i Boską, można dać logiczne i zadowalające wyjaśnienie ogółu wydarzeń. To wyjątkowe wydarzenie, pozbawione wszystkiego, co je otacza, wydaje mi się pełne szlachetności, podniosłości i nadprzyrodzonej owocności.

Prosta zakonnica wezwała dusze do prawdziwego kultu Ojca, takiego jakiego uczył Jezus i jaki Kościół ustalił w liturgii. Nie ma w tym nic niepokojącego, nic innego tylko wielka prostota i zgodność z prawdziwą doktryną. Nawet gdyby pominąć cudowne zdarzenia towarzyszące temu orędziu, zachowałoby ono i tak całą swoją wartość. Kościół - niezależnie od osobliwego zdarzenia związanego z Siostrą - wypowie się, czy idea specjalnego święta może być przyjęta ze względów doktrynalnych.

Wierzę, iż Siostra dostarcza nam wielkiego dowodu autentyczności misji przez sposób, w jaki stosuje w realnym życiu piękną, przypominaną nam przez siebie doktrynę. Uważam za właściwe pozwolić jej kontynuować to dzieło. Wierzę, że jest w nim palec Boży i - po 10 latach badania, rozważania i modlitwy - błogosławię Ojca, że zaszczycił wyborem moją diecezję, jako miejsce tak wzruszających objawień Jego miłości.

Aleksander Caillot

Biskup Grenoble w okresie, w którym zostało dane Orędzie

Świadectwo Ojca Andrea d’Ascanio

Świadectwo Ojca Andrea d’Ascanio

Oto wołanie, które dzisiaj staje się coraz częstsze na świecie: czy ludzie rozpoznają w Bogu Ojca? Poczuwamy się do obowiązku opublikować to Orędzie uznane przez Kościół, które Bóg Ojciec dał światu za pośrednictwem stworzenia, które tak bardzo umiłowało, za pośrednictwem siostry Eugenii Elisabetty Ravasio. Uważamy również za stosowne opublikować świadectwo przekazane przez Aleksandra Caillot, biskupa Grenoble, jako rezultat prac Komisji ekspertów powołanych z różnych stron Francji do przeprowadzenia procesu diecezjalnego zapoczątkowanego przez niego w 1935 roku. Trwał on 10 lat. W Komisji brali udział między innymi: Wikariusz biskupa Grenoble Mons. Guerry - teolog; bracia Alberto i Augusto Valencin - jezuici, należący do największych autorytetów w dziedzinie filozofii i teologii, oraz eksperci w ocenianiu podobnych przypadków; dwaj doktorzy medycyny, w tym - psychiatra.

Powierzamy Najświętszej Dziewicy Maryi rozpowszechnienie tego Orędzia i wraz z Nią błagamy Ducha Świętego, aby pomógł ludziom zrozumieć i poznać głębokie uczucie czułości, które Ojciec żywi dla każdego człowieka.

Matka Eugenia Elisabetta Ravasio

Kim była Matka Eugenia? Kim było stworzenie, które Ojciec nazywał: „umiłowana córka…” „Moja roślinka”?

Uważamy, że Matka Eugenia była i nadal jest jednym z największych świateł tych czasów, małym prorokiem nowego Kościoła, w którym Ojciec jest w centrum i na szczycie wszelkiej wiary i jedności, jest najdoskonalszym ideałem wszelkiej duchowości. Jest światłem, które Ojciec ofiarował światu w tych czasach chaosu i ciemności, aby poznał on drogę, którą należy postępować.

Urodziła się 4 września 1907 roku, w rodzinie wieśniaczej, w San Gervasio d’Adda (obecnie Capriate San Gervasio) w prowincji Bergamo. Uczęszczała jedynie do szkoły podstawowej i po kilku latach pracy w fabryce wstąpiła, w wieku lat 20, do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Apostołów, gdzie rozwinęła się jej wielka osobowość charyzmatyczna, która spowodowała, że już w wieku 25 lat została wybrana Matką Generalną tego Zgromadzenia. Abstrahując od jej wymiaru duchowego, do jej wejścia w historię wystarczyłaby jej działalność na polu społecznym. W ciągu 12 lat działalności misyjnej otworzyła niemal 70 ośrodków - ze szpitalem, szkołą, kościołem - w najbardziej opuszczonych miejscach Afryki, Azji i Europy. Odkryła pierwsze lekarstwo przeciw trądowi, otrzymując je z ziarna pewnej rośliny tropikalnej, lekarstwa, które potem zbadano i opracowano w Instytucie Pasteura w Paryżu. Zachęciła do misji apostolskiej Raoula Follereau, który w oparciu o podwaliny przez nią położone został uznany apostołem trędowatych.

Zaprojektowała i zrealizowała w Azopté (Wybrzeże Kości Słoniowej) w latach 1939-41 ŤMiasto Trędowatychť - ogromne centrum przyjęć tych chorych - o powierzchni 200 tys. m2, które nadal jest przodującym centrum w Afryce i na świecie. Za to osiągnięcie Francja przyznała Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Apostołów - którego Matka Eugenia była Przełożoną Generalną w latach 1935-47 - najwyższe odznaczenie narodowe za dzieła o charakterze społecznym.

Matka Eugenia powróciła do Ojca 10 sierpnia 1990 roku. Najważniejszą rzeczą, jaką nam pozostawiła, jest Orędzie, które tu prezentujemy: Ojciec mówi do Swoich dzieci. Jedyne objawienie dokonane osobiście przez Boga Ojca i uznane przez Kościół za autentyczne po 10 latach najbardziej rygorystycznych badań. Godnym uwagi jest fakt, że Ojciec - w 1932 roku - przekazał Orędzie Matce Eugenii po łacinie, języku całkowicie jej nieznanym. W 1981 poznaliśmy to orędzie, a w 1982 roku - w 50 rocznicę - opublikowaliśmy je w języku włoskim. Liczne cuda łaski, które z Orędzia tego wypłynęły, pobudziły nas do bezpłatnego rozpowszechniania go w więzieniach, koszarach, szpitalach. Zatroszczyliśmy się o jego druk w języku francuskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim i polskim. W opracowaniu jest przekład rosyjski.

Pokój i Dobro! O. Andrea d’Ascanio, o.f.m. cap.

O. Andrea D’Ascanio ofmcapp

Urodzony 15 lutego 1935. Jako student uniwersytetu w Perugii, po wizycie w Asyżu, przyjrzał się swemu życiu w świetle Ewangelii. Porzucił studia uniwersyteckie i po uzyskaniu potwierdzenia od swego kierownika duchowego, Ojca Pio z Pietrelciny, wstąpił do nowicjatu Ojców Kapucynów w Abruzji, dnia 8 grudnia 1955. Święcenia kapłańskie otrzymał 25 marca 1965 roku. W roku 1970 został Magistrem Literatury i Filozofii na Uniwersytecie „La Sapienza” w Rzymie, uzyskując ocenę maksymalną. Więcej informacji na stronie www.armatabianca.org

www.armatabianca.org